Muzyka, która gryzie jak dym
Muzyka w restauracjach zaczyna drażnić jak dym papierosa. O zgubnym wpływie terroru hałasu rozmawiałam w Absyncie z wybitnym kompozytorem Maciejem Małeckim
Przyjmując zaproszenie na kolację, Maciej Małecki ma tylko jedno życzenie. Nie żąda butelki Chateau Margaux ani pulardy w wianuszku trufli. Chce tylko, żeby było cicho. To jednak bardziej wygórowane żądanie niż ochota na słynne wino z Medoc.
W najbardziej wykwintnych restauracjach gwałci się dziś gości muzyką, która jest, niczym rachunek, obowiązkowym kosztem, jaki muszą oni ponieść za konsumpcję i obsługę. Małecki, z którym połączyła mnie obsesyjna tęsknota za ciszą, spotyka się zwykle w starym, dobrym Samsonie. Ja na nasz wieczór wybrałam Absynt, z nadzieją na dobry smak jego właścicieli – rodzeństwa Kręglickich. Niestety, mdłe zawodzenie Celine Dion już przy wejściu rozwiało moje złudzenia.
– Kiedyś, na działce, spotkawszy swego sąsiada, trąciłem go kilka razy w ramię – opowiada kompozytor przy wybornych szparagach w sosie roquefort. – Obruszył się, a ja mówię: „No widzi pan, ja tak się właśnie czuję, gdy muzyka z pańskiego radia wdziera się na moją działkę”. To go przekonało. Ludzie nie rozumieją, że atak na zmysł wzroku czy słuchu można odczuwać równie silnie jak ból fizyczny.
Coś pięknego, czyli Maciej
Muzyka, zdaniem Macieja Małeckiego, powinna być czymś odświętnym, staje się zaś uciążliwością dnia codziennego jak dym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta