Irlandzka lekcja
W kwestii aktów tak skomplikowanych jak traktat lizboński głosowanie powszechne nie jest racjonalną procedurą. Może lepiej zaufać przedstawicielom parlamentarnym, na których wszak wcześniej głosowaliśmy? – pisze prawnik i publicysta
Z kryzysu spowodowanego negatywnym wynikiem referendum irlandzkiego różni ludzie wyciągają różne lekcje dla Unii Europejskiej. Oto kilka z nich, zapewne najbardziej popularnych.
Lekcja pierwsza: traktat lizboński był podstępem, który został w porę wykryty i udaremniony przez jedyne społeczeństwo w UE, któremu dano możliwość wypowiedzieć się na ten temat bezpośrednio. Podstęp polegać miał zaś na tym, że była to lekko tylko zamaskowana konstytucja UE, która poprzednio została odrzucana przez Francuzów i Holendrów.
Lekcja druga: irlandzka opinia publiczna nie wiedziała, nad czym głosuje, bo traktat jest dokumentem niezwykle złożonym, niejasnym nawet dla wielu prawników – a co dopiero dla prostych ludzi z ulicy. To po prostu jest materia nienadająca się do referendum. Wina leży zatem zarówno po stronie europejskich legislatorów, że wysmażyli tak niejasny dokument, jak i po stronie irlandzkich autorów konstytucji, iż taki wymóg zawarli w swej ustawie zasadniczej.
Lekcja trzecia: eurokraci chcieli zbyt szybko pchnąć Unię w kierunku bardziej pogłębionej integracji, na którą po prostu nie ma jeszcze wśród europejskich społeczeństw wystarczającego przyzwolenia. Należy zwolnić, przyhamować, skonsolidować Unię jako tradycyjnie rozumiany wolny rynek gospodarczy, dać sobie spokój z harmonizacją na szczeblu prawa (przykład:...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta