Portret domowego tyrana
„Trzepot skrzydeł” Katarzyny Grocholi rozczaruje fanów powieści z happy endem. To przerażające studium o przemocy. Autorka po raz pierwszy nie wdzięczy się do czytelników, a emocje rosną z każdą przeczytaną stroną
Katarzyna Grochola napisała książkę. Siódmą, ale pierwszą poważną. Przedtem opowiadała sobie i czytelnikom (czytelniczkom) bajki. Zgrabne dyrdymały, po lekturze których nic nie zakłócało snu. Widać było to jej potrzebne, żeby zdobyć siłę, pewność siebie i finansową niezależność. A także wyszlifować styl.
„Trzepot skrzydeł” od pierwszego słowa poraża. Od razu wiadomo – autorka pisze o sobie. Nie mizdrzy się, nie wykrzykuje buńczucznie: „Nigdy w życiu”! Grzebie w ranie, niby zaleczonej, lecz wciąż pobolewającej. Efekt terapii? Może, mniejsza z tym. Prawdziwa literatura, świetnie napisana. Dramaturgicznie perfekcyjna, bez kokieteryjnego kitu. W pewnym sensie logiczna.
Tego nie można wymyślić. Zbyt prozaiczne i zbyt straszne. Czytam, serce wali. Rytm dyktuje werbel...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta