Piękne ballady o niczym
Kanadyjska artystka urządziła w sobotę rewię dla 30 tysięcy osób. Potwierdziła tylko to, co już wiemy – że głos jest jej wielkim, ale jedynym atutem
Nagle cichną brawa i okrzyki, zespół zamiera w bezruchu, słychać tylko monumentalny śpiew. Dion stoi z ramieniem wyciągniętym w górę jak Statua Wolności i w „All by Myself” zapewnia, że nie chce już być całkiem sama. To paradoksalne wyznanie, zważywszy, że przez dwie godziny na scenie liczył się wyłącznie jej głos. Muzycy i tancerze, choć się starali, stanowili scenograficzne dopełnienie.
Dion jest artystką skazaną na osamotnienie, w pewnym sensie bezdomną – jej potężny wokal nie mieści się w żadnej muzycznej konwencji. W sobotę na Błoniach, jak w całej karierze, bezskutecznie szukała dla siebie miejsca. Najlepiej czuła się w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta