Awantura o immunitet Ziobry
To był jeden z najczarniejszych dni polskiego parlamentaryzmu – mówi „Rz” szef Komisji Regulaminowej Jerzy Budnik z PO
Wszystko zaczęło się 9 lipca. Wtedy do Sejmu trafił wniosek o wyrażenie przez posłów zgody na pociągnięcie do odpowiedzialności karnej Zbigniewa Ziobry. Chodzi o to, że będąc ministrem sprawiedliwości, przywiózł do siedziby PiS prokuratora Wojciecha Miłoszewskiego, by prezesowi partii Jarosławowi Kaczyńskiemu zaprezentował akta śledztwa dotyczącego mafii paliwowej.
Zgodnie z procedurą po wpłynięciu takiego wniosku marszałek Sejmu powinien o tym poinformować zainteresowanego.
– Starałem się zaprosić pana Ziobrę do siebie – mówi Bronisław Komorowski. Przez dwa dni (10 i 11 lipca) jego sekretariat usiłował się skontaktować z posłem. Ale ten nie odbierał telefonów. 11 lipca wicedyrektor gabinetu marszałka dostał więc polecenie, by pójść na salę obrad i osobiście zaprosić byłego ministra sprawiedliwości na spotkanie z marszałkiem. „Poseł poinformował, że przyjdzie, jak będzie miał czas” – można przeczytać w specjalnej notatce, która powstała w Sejmie w związku z awanturą o immunitet Ziobry. Po odmowie spotkania Komorowski nakazał urzędnikom dostarczenie Ziobrze wniosku. Zaczęły się kolejne próby nawiązania z nim kontaktu. Po wielu problemach Ziobro zjawił się w końcu w sekretariacie marszałka i odebrał wniosek.
– Ten sam kontredans trwał wokół...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta