Ma się rozumieć
Edycja listów Jerzego Giedroycia i Czesława Miłosza
Ktoś złośliwy po przeczytaniu liczącego grubo ponad 700 stron tomu „Listów” Jerzego Giedroycia i Czesława Miłosza powiedzieć mógłby, ziewając srodze: „Aż tyle trzeba się natrudzić, by przejść ze sobą na ty. I o co tyle ceregieli?”.
A jednak korespondencja ta ma swoje wspaniałe smaki, dla których warto poświęcić czas lekturze tych listów, które zawieść mogą jedynie poszukiwaczy sensacji i sensacyjek. Tych tu nie ma, to nie przyjacielska korespondencja Czesława Miłosza z Zygmuntem Hertzem, w której aż roi się od ploteczek, a także od przedstawianych ze względną otwartością spraw osobistych. Jerzy Giedroyc, choć sam ucho miał zawsze nastawione niczym antenę na wiadomości nie do końca może sprawdzone, ale ciekawe, w listach zachowywał daleko posuniętą ostrożność i dystans do wydarzeń, które przychodziło mu omawiać lub komentować. Przy tym nie był to przypadek, że musiało minąć 12 i pół roku, by obaj panowie – Giedroyc i Miłosz – wreszcie zaczęli się „tykać”.
W ogłoszonej korespondencji z lat 1952-1963 Redaktor pozostaje dla Miłosza: „Drogim Panem Jerzym”, „Drogim Księciem”, „Kochanym Panem Jerzym”, „Panem Jerzym”, „Drogim Redaktorem”. W rewanżu mamy – w zależności od humoru - „Drogiego Pana Czesława” lub „Drogiego Pana”. Miłoszowi zdarza się ton bardziej przyjacielski, na ogół jednak wtedy, gdy list kieruje nie wyłącznie do Redaktora, ale do np. „Drogiego Pana...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta