Drewniany karabin
Z Wojciechem Albińskim, pisarzem, rozmawia Bartosz Marzec
Rz: Krytycy zwracają uwagę, że w literaturze nie mówi pan wprost o swoich przeżyciach. W opisach Afryki zawartych w „Kalahari” czy „Lidii z Kamerunu” nie znajdziemy informacji o pańskich doświadczeniach. Teraz po raz pierwszy sięga pan po wspomnienia. Nie po to jednak, by opowiedzieć o Czarnym Lądzie, lecz o Powstaniu Warszawskim. Jaki jego obraz przechował pan w pamięci?
Wojciech Albiński: Mieszkałem wówczas w podwarszawskich Włochach. Nasz dom stał jakieś 100 metrów poza obrębem miasta. Granica musiała przebiegać pośród kartoflisk i trudno ją było wyznaczyć. Niemieccy kartografowie uporali się jednak z tym zadaniem. I tak wytyczono linię, poza którą żołnierze nie mieli powodu, by mordować, gwałcić i palić. We Włochach panował spokój. Dowódca AK w naszej dzielnicy nie podjął decyzji o rozpoczęciu walki z bardzo prostej przyczyny – nie miał broni. I to był głos rozsądku.
Miałem wtedy zaledwie dziewięć lat, ale świetnie pamiętam uchodźców ze stolicy. Z początku nie było ich wielu – tylko ci, którzy zdołali uniknąć śmierci w masowych egzekucjach na Woli. Potem warszawiacy pojawiali się coraz liczniej. Nieśli tobołki z tym, co zdołali ocalić. Przekazywali nam ponure wieści.
Z tego czasu zapamiętałem wiele obrazów, niekoniecznie ze sobą powiązanych. Niedawno postanowiłem je sobie uporządkować i opisać. Gdy przywołuję jakąś scenę,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta