Tomasz Majewski mistrzem olimpijskim
Trudno o wspanialszy początek zawodów lekkoatletycznych. Polak na najwyższym stopniu podium, Mazurek Dąbrowskiego przy 90 tysiącach widzów. Igrzyska wreszcie są dla nas piękne
Przyszła ostatnia seria. Majewski prowadził z krótką przerwą od początku, ale od czwartej rundy z bardzo efektownym rekordem życiowym – 21,51 m, prawie pół metra przed najbliższym rywalem. Siadł na ławeczce, pokręcił głową, chyba z niedowierzaniem, i czekał.
To pewnie były najtrudniejsze minuty w życiu polskiego miotacza. Zostało siedem prób rywali, za chwilę już sześć, bo Paweł Sofin niemal nie walczył. Po kilkudziesięciu sekundach Reese Hoffa wypadł z koła, a Jurij Biłonog z kozacką fryzurą też wykonał próbę wyraźnie zrezygnowany. Jeszcze cztery, trzy rzuty, liczenie jest proste, nikt się nie zbliża do Polaka.
Nawet drugi z Amerykanów, groźny Christian Cantwell. Walczył, ale polski niepokój szybko minął – 21,09, będzie miał srebro. Medal jest pewny, ale teraz inny niż złoty byłby już porażką. Jeszcze nowy rekordzista Kanady Dylan Armstrog, ostatnia próba Białorusina Andrieja Michniewicza i z sektorów, gdzie widać Polaków, słychać krzyk radości.
Ameryka widziała
Tomasz Majewski jeszcze raz podnosi kulę, pcha, ale już w sercu ma radość. Próba spalona. Podnosi ręce w górę i wreszcie krzyczy tak, że słychać na szczycie trybun. Tłumaczyć nie trzeba – po 36 latach Polak jest znów mistrzem olimpijskim w pchnięciu kulą. Rywale zaskoczeni, najbardziej Cantwell, który robi dobrą minę, lecz wie, że NBC...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta