Sami musimy się przebudzić
W Kenii nawet trup może wygrać wybory. Ważne, żeby był z właściwego plemienia
Oni nie mają żadnej strategii. Trzymają się władzy po to, by robić pieniądze, i robią pieniądze po to, by utrzymać władzę. O nic innego nie chodzi – mówi mi John Githongo, 43-letni Kenijczyk po przejściach.
Aby wejść do jego biura, musiałem przejść przez dwie pary drzwi, między którymi czekał na mnie miły dwumetrowy uśmiechnięty ochroniarz. John jak na człowieka, który o mało nie obalił rządu, ukrywał się przez kilka lat w Anglii, był oskarżony o zdradę i przez kilka lat żył w ciągłym strachu o własne życie, wydaje się całkowicie pozbawiony goryczy, tryska energią, nie wisi nad nim aura niedostępności i formalizmu, która charakteryzuje prawie każdego Afrykanina posiadającego jakąkolwiek oficjalną funkcję.
– Zaletą życia w kraju rządzonym przez złodziei jest fakt, że oni muszą się nacieszyć tym bogactwem, które nakradli. Czyli nie bardzo zależy im na wojnie i to jest pocieszające – mówi John. – Gdy ma się ferrari i mercedesa, to trzeba nimi jeździć, najlepiej po dobrych drogach, gdy się ma dwie żony i kilka kochanek, to trzeba je odwiedzać i kupować prezenty. Władca Zairu Mobutu, jeden z największych złodziei w historii, trzymał się u władzy tak długo, że na koniec jego generałowie sprzedawali broń rebeliantom. Mobutu zmienił swoich generałów w biznesmenów i to jest dobry znak dla Kenii – błędem byłoby niedocenianie instynktu samochozachowawczego złodziei...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta