Dzieli, a nie łączy
Jeśli krzyż jest wyróżniony wśród symboli historycznych, to dzieje się tak z powodów czysto religijnych – twierdzi filozof
Jan WoleŃski
Negatywne komentarze do orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 4 listopada 2009 r. w sprawie krzyży są nader różnorodne. Jedne uznają stanowisko Trybunału za przejaw palmy postępu i utrzymują, że skoro krzyże zostały zdelegalizowane, równie dobrze można by to samo uczynić z kuku na muniu. Znajdujemy też niemal proroczą wizję, że jeśli dzisiaj zdejmujemy krzyże ze szkół, to jutro wyprosimy biskupów z obchodów Święta Niepodległości.
Pojawiły się też głosy wysokich hierarchów kościelnych, że rzeczone orzeczenie (dalej będę mówił po prostu o orzeczeniu) stanowi zbrodnię na historii i tradycji. Nie będę odnosił się do tego rodzaju enuncjacji, bo nie warto. Dalej zajmę się wyłącznie argumentami formułowanymi jako rzeczowe, z góry zaznaczając, że jest to tylko szkic – z uwagi na ramy objętościowe dane mi przez redakcję „Rz”. Wcześniej jednak sprecyzuję własne stanowisko.
Zdrowy rozsądek
Otóż jestem zwolennikiem sekularnego charakteru państwa i przeciwnikiem umieszczania symboli religijnych w instytucjach publicznych, w szczególności szkołach i urzędach. Zwrócę uwagę na to, że napisałem „instytucjach”, a nie „miejscach”. Symbolem religijnym jest np. przydrożny krzyż i byłoby absurdem domaganie się jego likwidacji. Obecność krzyża w urzędzie czy szkole bywa na ogół deklaracją wyznaniową w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta