Halo, panie prezydencie!
Gdybyśmy potrafili wypracować w Europie spójny program polityki wobec świata zewnętrznego, Obama musiałby w najbliższych latach zahaczyć swoimi myślami także o nasz kontynent
Niektórzy nasi amerykańscy przyjaciele obawiają się, że chrześcijańską cywilizację w Europie (tak tak, musicie nam o tym czasami przypominać) wkrótce zadepczą muzułmańskie hordy, i bastiony Wiednia w końcu nie wytrzymają pod naporem najeźdźców. Inni martwią się o co innego: czy my, Europejczycy, aby nie zapomnieliśmy, co trzeba zrobić, żeby liczyć się na świecie.
W Brukseli żywią nadzieję, że ten stan już dobiegł końca. Długotrwałe targi doprowadziły do mianowania nieznanych szerzej osób na urząd stałego przewodniczącego Rady Europejskiej (Herman Van Rompuy) oraz teoretycznie wpływowego wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa (Catherine Ashton). W gazetowej mowie jest ona pierwszym europejskim ministrem spraw zagranicznych.
Niektórzy uznali, że obie te postaci stanowią wreszcie odpowiedź na sławne pytanie Henry’ego Kissingera (którego, jak twierdzi, nigdy nie zadał): „Jeśli chcę zadzwonić do Europy, żeby dowiedzieć się o jej zdanie, to jaki mam wykręcić numer?”.
Van Rompuy i lady Ashton będą zapewne chcieli się przyjrzeć transatlantyckiemu przymierzu. Jeśli zwrócą oczy na zachód, co zobaczą?
W kolejce po uśmiech Obamy
Po pierwsze bez większego rozgłosu kwitnie w najlepsze rynek – z korzyścią dla obu brzegów oceanu i reszty świata. Przed krachem finansowym i początkiem recesji gospodarka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta