Mazurek bez lukru
Z Robertem Mazurkiem rozmawia Maja Narbutt
Rz: Korciło mnie, żeby się spóźnić na wywiad 16 minut. Już bym cię nie zastała...
No nie, dlaczego tak sądzisz?
Przecież nie mógłbyś mnie potraktować lepiej niż Przemysława Gosiewskiego. Na niego czekałeś 15 minut. Pewnie się zdziwił.
Tego nie wiem, ale panie w jego sekretariacie były zaszokowane, kiedy wstałem i wyszedłem. Telefonowały potem do mnie, że pan przewodniczący – bo był wtedy przewodniczącym Klubu PiS – przyjmie mnie w innym terminie. Ale uznałem, że już nie muszę z nim rozmawiać.
Przedstawiasz to jako akcję pedagogiczną wobec polityka.
Gosiewski miał zwyczaj przetrzymywania umówionych osób w swojej poczekalni, żeby skruszały, niczym zając wywieszony na balkonie przed Bożym Narodzeniem.
A przecież tak traktuje się zające, ale nie mazurki, nawet tego Mazurka z dużej litery.
Sama widzisz. Ministrowie czekali na Gosiewskiego godzinami. Nie mam pojęcia, co robił w tym czasie. Może pracował, może spał. A wtedy uznałem, że mam prawo do minimum szacunku. Przecież politycy nie istnieliby, gdyby nie my, dziennikarze.
A może to wynikało z pychy? Pyszny Mazurek, po prostu. Uznałeś, że taki Gosiewski nie jest w stanie powiedzieć ci nic ciekawego.
Może coś w tym jest? W końcu nie będę czekał bez końca na erupcję megalomanii jakiegoś faceta, obojętnie, kim jest. Ale pamiętaj, że oddałem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta