Zmasakrowany wizerunek
„Panie prezesie, melduję wykonanie zadania” – od tego zdania się zaczęło. Zewsząd krytyki, śmiechy. To był koronny dowód na to, że nowy prezydent jest niesamodzielny i że będzie prezydentem partyjnym. Od tego momentu lawina ruszyła
Lech Kaczyński nie był wyborem liberalnych elit, nie był ulubieńcem dziennikarzy. Od początku urzędowania miał naprzeciwko siebie bardzo mu nieżyczliwych pośredników. Media go nie lubiły, on był dla nich trudnym partnerem. Miał świadomość, jak niemal każde jego zachowanie zostaje pokazane w krzywym zwierciadle. Bardzo często narzekał na to.
Oczywiście popełniał błędy, miał wpadki, bywał pamiętliwy, dawał się prowokować przez przeciwników. Bywał porywczy, miał swoje fobie. Tyle że niechętni mu dziennikarze i polityczni wrogowie skupiali się wyłącznie na słabościach. Wszędzie – i w obiegu oficjalnym, i nieoficjalnym – zatrzęsienie prześmiewczych tekstów, zdjęć, filmików, gadżetów, wyrwanych z kontekstu cytatów.
Podgrzewali to zjawisko niechętni mu dziennikarze, zwalczający go politycy, świat popkultury i młodzieżowe środowiska, do których nie umiał trafić ze swoim przekazem. W dobrym tonie było kpić z Lecha Kaczyńskiego.
Niemal każda sytuacja, w której znalazł się publicznie prezydent, groziła mu atakiem czy kpiną. Rzadko do opinii publicznej przedostawała się istota, polityczny sens wydarzenia. Media, które z jednej strony uległy tabloidyzacji, ale z drugiej po prostu nie lubiły prezydenta, skupiały się zwykle na detalach, przy czym niemal zawsze na tych mogących ośmieszać głowę państwa albo przynajmniej pozwalających go skrytykować.
To prawda,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta