Cienka stalowa linia
Państwo demokratyczne nie może być bezradne w obliczu zachowań anarchizujących sferę publiczną. A sprawa krzyża na Krakowskim Przedmieściu już dostatecznie długo zatruwała społeczny klimat – pisze publicysta
Podczas niedawnej audycji radiowej Jacek Żakowski zapytał mnie, dlaczego jestem tak kategorycznie przeciwny postawieniu pomnika Lecha Kaczyńskiego przed Pałacem Prezydenckim, podczas gdy ani trochę nie wadzą mi, na przykład pomniki Romana Dmowskiego czy Józefa Piłsudskiego. Odpowiedziałem mu – a teraz rozwijam tę argumentację – że powodów jest kilka. Po pierwsze, postument tak usytuowany zaburzyłby drastycznie zabytkowy ład architektoniczny Krakowskiego Przedmieścia, naruszając starannie wyważoną, wręcz modelowo harmonijną estetykę tego wyjątkowego zakątka stolicy.
Są wszelako przyczyny daleko ważniejsze. Już nawet mniejsza o rażącą dysproporcję formatu politycznego i historycznego, jaki dzieli zmarłego pod Smoleńskiem prezydenta od obu tych wybitnych mężów stanu. Niezależnie bowiem od tego, jak silnie obciążone jest dziejowe saldo Dmowskiego (antysemityzm) czy Piłsudskiego (Brześć, Bereza Kartuska), to po wsze czasy pozostaną oni przede wszystkim głównymi akuszerami odzyskanej po 123 latach niepodległości, ku której zmierzali dwiema tak wprawdzie różnymi, lecz w finalnym bilansie dopełniającymi się drogami.
Gniewne, wrogie emocje
Idea pomnika zaczęła być forsowana, gdy stało się jasne, że harcerski krzyż zostanie przeniesiony do jednego z pobliskich kościołów. Kiedy cynicznie, zgoła bluźnierczo użyte przez Zbigniewa Ziobrę cytaty z Jana Pawła II...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta