Powrót herosów
Wydawało się, że odeszli na zawsze. Że nie pasują do obecnej rzeczywistości. A jednak mocni mężczyźni z bronią wracają, bo zatęskniliśmy za nimi i prostotą ich świata
Niezniszczalni herosi, niezaprzątający sobie głowy zbędnymi niuansami. Chodzący testosteron. Co im tam agenci w stylu Bourne’a czy walczącego z kafkowskim układem Boba Barnesa z „Syriany”, którzy ujawniają związki polityki i biznesu, a w walce z wielkimi korporacjami z góry są na przegranych pozycjach. Prawdziwi faceci zbawiają ludzkość, rzucając w przeciwnika nożem albo puszczając serię z broni maszynowej. Tak jak bohaterowie „Niezniszczalnych”, którzy weszli na ekrany w USA przed tygodniem i podczas trzech pierwszych dni wyświetlania zarobili 35 mln dolarów, plasując się na pierwszym miejscu amerykańskiej listy przebojów kasowych.
Sylvester Stallone sięgnął do starych, sprawdzonych wzorów kina akcji z lat 80., z epoki silnej Ameryki Ronalda Reagana. Grupa najemników wyrusza do Ameryki Południowej, by pokonać latynoskiego dyktatora zagrażającego światu. Na ekranie królują twardziele, a to, co w dzisiejszych filmach generuje się na komputerach, tu robią kaskaderzy.
– W „Niezniszczalnych” nie ma lotniskowców ani samolotów odrzutowych. Tu facet wali przeciwnika w gębę albo rzuca w niego toporem. Takie było założenie. Ktoś może powiedzieć, że to anachronizm, ale nasz film to starcie mężczyzn z mężczyznami. A także wielka apoteoza przyjaźni. Bo samotność jest bardziej zabójcza niż wystrzelona kula – mówi reżyser.
Droga do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta