Przepisy (nie) dają popalić
Od dziś popielniczki znikają ze stolików, a pojawiają się na dworze – to efekt nowej ustawy antynikotynowej. Właściciele stołecznych lokali boją się, że stracą klientów.
To był ostatni weekend, kiedy w większości pubów i restauracji można było palić tytoń. Przepisy wchodzącej dziś w życie ustawy antynikotynowej zabraniają palenia w lokalach poza specjalnie wydzielonymi, odizolowanymi od reszty salami. W knajpach były tłumy, na „ostatniego legalnego dymka” wybrały się dziesiątki tysięcy warszawiaków.
– Palicie? – wita dwie pary w średnim wieku właścicielka kawiarni Afryka przy ul. Grójeckiej. – Palimy! – odpowiadają chórem. – To chodźcie, napalcie się do woli – uśmiecha się zapraszająco. – Po piętnastym już nie będzie można, ale teraz palcie, ile chcecie – dodaje smutno.
Około godz. 1 w nocy kawiarnia Jaś i Małgosia na rogu al. Jana Pawła II z ul. Anielewicza była już nieco wyludniona. – Palcie, ile chcecie – właściciel knajpki zaprasza gości z nutą przekory w głosie.
– U nas w ogóle się nie pali, tak z założenia. Ale skoro wszędzie zakazują, to ja od północy pozwalam.
Palić można było też przez całą niedzielę – ostatni dzień przed wejściem przepisów.
Podobnie było w innych lokalach. – Przychodzę tu od lat na kawę i papieroska – mówi pani Anita,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta