Latanie na motylu po lodzie
Można wpaść w rozmarzlinę lub szczelinę w lodzie. Ale można też pofrunąć. Polacy są mistrzami w bojerowaniu
Na pierwszy rzut oka bojery to masochizm. Grupa fanów żagla na lodzie godzinami ślęczy na zamarzniętym jeziorze, ostrząc metalowe płozy i przykręcając śruby czerwonymi, zesztywniałymi od mrozu palcami. Potem mkną po szklanej tafli, ale kruszony przez płozy lód uderza w twarz. Odwracanie głowy nic nie daje, to nadstawianie drugiego policzka. Szybko też nadchodzi odpowiedź na pytanie z kursu teoretycznego: co to jest czynnik chłodzący wiatru?
– Takie minusy można oczywiście mnożyć. Można przecież jeszcze wpaść w rozmarzlinę albo inne pęknięcie w lodzie, można pofrunąć – dosłownie, bo na chropowatej powierzchni bojer traci przyczepność. Można wreszcie, zwłaszcza podczas zawodów, stać się ofiarą nie swojego błędu, kiedy to następuje kolizja, bo kilka bojerów wpada na siebie, zamieniając się w mielonkę drzazg, stalowych płóz, dakronu (tkanina, z której uszyty jest żagiel – red.) i kompozytowych masztów – wylicza Robert Kubat, amator bojerowania z Poznania. – Ale każdy ekstremalny sport niesie ze sobą jakieś ryzyko. I przyjemności. Tu z niczym nieporównywalne są widoki, zimowy krajobraz, słońce i niebo odbijające się w zamarzniętym jeziorze jak w zwierciadle. Niezwykły jest fakt, że pędzisz szybciej od wiatru, często wśród kolorowego, rozszalałego stada innych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta