„Nowakosio” w kraju nieznanym
Nowakowski to w literaturze polskiej ważne nazwisko. Markowi, daj Boże, długie lata i wiele jeszcze świetnych książek.
Tadeusza pamiętamy głównie jako „papieskiego reportera" Jana Pawła II, może jeszcze jako autora „Obozu Wszystkich Świętych". Ale dziś zatrzymać się chciałbym przy znacznie starszym Nowakowskim, bo urodzonym jeszcze w dziewiętnastym stuleciu (zmarłym w roku 1963) – Zygmuncie.
Ten krakowski czy wręcz arcykrakowski Nowakowski – poufale „Nowakosiem" zwany – zostałby pewnie zapomniany ze szczętem, gdyby nie jego legionowe dziełko „Gałązka rozmarynu". To widowisko, najwięcej mające wspólnego ze śpiewogrą, wystawione zostało w roku 1937, a wydane drukiem w roku następnym. Póki istniała II Rzeczpospolita, grane było wielokrotnie, sięgano po nie również w latach okupacji, grając „Gałązkę..." w warunkach konspiracyjnych. Nowakowski powiedziałby... „po cichutku".
W PRL, jakżeby inaczej, o „Gałązce..." nie można było nawet wspomnieć. Po pierwsze, dlatego, że sławiła czyn legionowy, a po drugie, z tego powodu, że autor, przed wojną sławny felietonista „IKC", na emigracji – z łamów „Wiadomości Polskich" i „Dziennika Polskiego" konsekwentnie występował przeciw komunistycznemu ładowi PRL i sowieckiej polityce.
W stopce...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta