Jedna jest w Lechu wiara
Futbol w tym mieście uratowali kibice. Dlatego Wiara Lecha uwierzyła, że ma monopol na rację. Ale choć święci nie są, robienie z nich wroga publicznego niczemu nie służy
Kibol to w poznańskiej gwarze brzmiało dumnie. Bez złych skojarzeń. Byłeś z Kolejorzem na dobre i złe, to byłeś kibolem. Nie chuliganem, ale też nie Januszem, jak się tu mówi na pikników, którzy są poubierani w pamiątki od stóp do głów, ale krzyczą tylko wtedy, jak jest gol albo sędzia coś wymyśli.
Kibol to był kibic, jak mówią, ogarnięty. Taki, co nie narobi obory na swoim stadionie ani na cudzym, nie zaczepia ludzi na ulicach, nie załatwia się byle gdzie, nie jest spitkiem, co lubi sobie coś wychylić przed meczem albo i przemycić butelkę na trybunę. Nie jest też rurą, bo tylko rura się wyżywa na rzeczach martwych, jak to sobie Wiara Lecha wpisała do regulaminu wyjazdowego.
Wielu ludzi w Poznaniu wciąż ma do tego „kibola" wielki sentyment. Nawet gdy coś się już popsuło, gdy z wielkopolskiej dumy to słowo stało się, nie do końca wiadomo dlaczego, etykietą dla ogólnopolskiej szumowiny, której się trzeba pozbyć ze stadionów. Urzędnik miejski Jarosław Pucek, dyrektor Zarządu Komunalnego Zasobów Lokalowych w Poznaniu i członek Wiary Lecha, mówi o sobie „prawnik z wykształcenia, kibol z przekonania". A przed niedawnymi wyborami do rad osiedli wzywał w nagranej na wideo odezwie: „Nasze obowiązki nie kończą się w sobotę (podczas meczu – piw). W niedzielę wszyscy idziemy głosować. Na kiboli".
Lepsze flagi niż...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta