Nie interesują mnie nowocześni reżyserzy
Z Dominiką Kluźniak rozmawia Jacek Cieślak
Rz: W „Pippi Pończoszance" grana przez panią główna bohaterka formuje rzeczywistość jak plastelinę, kierując się nieograniczoną niczym wyobraźnią. Tak pani sobie wyobrażała bycie na scenie, idąc do Akademii Teatralnej?
Nie byłam tak odważna jak Pippi. Odwaga pojawiła po wielu latach, kiedy poczułam, że to, co robię, ma sens.
Czyli poszła pani do szkoły teatralnej, powtarzając formułę „skromność – skarb dziewczęcia"?
A tak, z dużą pokorą, myśląc, że przyszedł czas, żeby się nauczyć, a dopiero potem, jak się ośmielę – pobrykać. Miałam plan, żeby potajemnie wyciągać od wszystkich profesorów i reżyserów ich sekrety i dobre rady. Z czasem, gdy zaczęłam ufać swojej intuicji, staram się realizować wskazówki tak, by w niezauważalny sposób przemycać swoje treści. Na czwartym roku profesor Jarosław Gajewski powiedział mi: przytakuje mi pani, a i tak robi swoje. Przysięgam: to się nie brało ze złego charakteru. Po prostu dojrzewałam!
Holoubek mówił, że teatr ma misję, pokolenie Rozmaitości przełamywało tabu, a Malajkat z Zamachowskim uważają, że teatr nie jest świątynią, tylko miejscem pracy. A co pani myśli?
Od początku traktowałam scenę zdroworozsądkowo. Aktorstwo to zawód, ale przecież można wykonywać pracę i dostawać za nią pieniądze, szanując ją i lubiąc. Teatr na pewno nie jest dla mnie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta