Cztery herezje na temat pieniędzy w szkole
Dzieci przychodzące do pierwszych klas podstawówki są podekscytowane szkołą. Na ogół wcześniej czy później ktoś im jednak wbija do głów, że szkoła to fabryka stopni, a nie przygoda – pisze nauczyciel i publicysta
Czy szkoły są przedsiębiorstwami? Czy na istnieniu gimnazjów zyskujemy czy tracimy? Czy nowa matura przynosi zyski warte ponoszonych nakładów? Sześciolatki w szkołach to dobra czy zła inwestycja? Czy zwraca się nam ogromna dotacja dla szkolnictwa wyższego?
Samo stawianie takich pytań traktowane jest w Polsce jak majtanie ogonem w składzie porcelany. Wystarczyło, by minister Boni wyjaśnił kiedyś, że obniżenie wieku szkolnego przysłuży się gospodarce, aby liczni rodzice uznali tę wypowiedź za przejaw cynizmu władzy. Mam inny pogląd. Trzeba o pieniądzach w oświacie mówić i mówić.
Cios w cywilizację?
„O pieniądzach dla szkół mówi się przecież ciągle" – powie ktoś, ale będzie się mylił. W Polsce nie dyskutujemy o pieniądzach w oświacie, lecz o ich braku. Nie o tym, jak są wydawane, lecz o tym, kto ich dostaje za mało. Nie dyskutujemy, bo nawet nie wiemy, jak odróżnić dobre, zwracające się wydatki od wydatków nietrafionych.
Zastrzegę od razu, rzeczy oczywiste są oczywiste – szkoła podobnie jak rodzina, przychodnia czy teatr to „coś więcej" niż biznes, znacznie więcej. Zważywszy jednak na ogrom wydawanych na edukację pieniędzy, przesuwanie na daleki plan dyskusji o celach wydatków niczemu nie służy. Proste rozumowanie inwestycyjne: po co? na co? ile?, nie oznacza deprecjonowania tego wymiaru oświaty, który jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta