Szukam pękniętych życiorysów

autor zdjęcia: Darek Golik

źródło: Fotorzepa

Z Robertem Krasowskim, współwłaścicielem wydawnictwa Czerwone i Czarne, rozmawia Agnieszka Rybak

RZ: Jakie to uczucie zarabiać na Palikocie?

Robert Krasowski: Takie samo jak na Semce. Przyjemne. Z jedną poprawką, wydawanie książek nie daje tak dużych pieniędzy, by ta przyjemność była szczególnie intensywna. Ale rozumiem kontekst pytania, otóż nie mam żadnych oporów wobec Palikota, to zresztą mój bliski kolega ze studiów.

A on nie miał urazu po artykułach, które ukazywały się o nim w „Dzienniku", kiedy był pan naczelnym tej gazety?

Nie, przecież nawet koleżeństwo ma swoje granice. Zresztą on mnie za tamte publikacje podał do sądu.

Palikot ma swoje wydawnictwo. Dlaczego chciał udzielić wywiadu w Czerwonym i Czarnym?

Czerwone i Czarne założyło dwoje dziennikarzy – Marta Stremecka i ja. Myślę, że ufał naszym kompetencjom.

To już druga książka Palikota wydana u was. Znacznie różni się od tej pierwszej.

Pierwsza była błyskotliwą obroną Platformy. Druga jest morderczą demaskacją. Z obydwu jestem bardzo zadowolony. Palikot łączy zmysł analityczny i wariacką szczerość.

Dobrze wie, że książka – szczególnie jeśli ukazuje się w okresie kampanii wyborczej – to przedsięwzięcie polityczne. W końcu sam wydał książkę Donaldowi Tuskowi.

Nie istnieje książka, która mogłaby wpłynąć na wynik...