Kto uratuje Europę
Chiny są w komfortowej sytuacji. Niezależnie od tego, czy pomogą dziś Unii czy też nie, ich pozycja na świecie wzrośnie – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej”
Nasza delegacja na szczyt G20 nie ma zamiaru rozmawiać na temat europejskiego funduszu pomocowego – obwieścił kilka dni temu wiceminister finansów ChRL Zhu Guangyao. Zgasił tym samym nadzieje liderów Unii Europejskiej, iż azjatycki smok przybędzie z odsieczą i wesprze bankrutujące kraje Starego Kontynentu.
Na szczycie w Cannes Europa występuje bodaj po raz pierwszy w roli petenta. Nie równorzędnego partnera dla USA, nie mentora państw zaliczanych do tzw. rynków wschodzących, lecz poobijanego szlachciury w wyblakłym surducie, który przehulał cały swój majątek i ucieka przed wierzycielami.
Dwa lata temu, gdy przy głośnych fanfarach podpisywano w stolicy Portugalii pamiętny traktat, José Manuel Barroso, Angela Merkel i Nicolas Sarkozy zapewniali, że oto rozpoczyna się nowa era: Europa miała wkrótce się stać potęgą polityczną, ekonomiczną oraz technologiczną, miała wyprzedzić w rozwoju Stany Zjednoczone i skutecznie bronić się przed naporem Chin. Owszem, dla Europy zaczęła się nowa epoka: smuty i upokorzeń. Znamienny jest już sam fakt, że na unijne supliki odpowiedział chiński polityk w randze... wiceministra. Twórcy traktatu lizbońskiego nie tak zapewne wyobrażali sobie nowy rozkład figur na światowej szachownicy.
Głęboki namysł w genach
Unia zwróciła się do kilku państw z sugestią udziału w Europejskim Funduszu...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta