Szczęście idzie razem z mocą
Justyna Kowalczyk o sezonie, w którym pokonała ścianę, o Marit Bjoergen, strachu przed operacją i dojrzałości
Korespondencja z Falun
Rz: Czego się pani dowiedziała o sobie tej zimy?
Justyna Kowalczyk: Że jestem człowiekiem. Silnym, wytrzymałym, ale jednak tylko człowiekiem. Że potrafię pokonać swoje granice, bo poprzedniej zimy mi się wydawało, że już dotarłam do ściany i pod nią zostanę. Udało się pokonać tę ścianę, a teraz za to płacę zdrowiem. Przypomniałam też sobie coś, co już wiedziałam wcześniej: że bardzo lubię zwyciężać.
To pod wpływem mistrzostw w Oslo, gdzie nie udało się zdobyć żadnego złotego medalu, zdecydowała pani, że lepiej się tej zimy nastawiać na najważniejsze imprezy, a nie zbieranie punktów przez cały sezon?
Nie chodziło tylko o mistrzostwa. W poprzednim sezonie aż 12 razy zajmowałam drugie miejsca. No, to jest przesada. Osiągnięcie na światową skalę. A w tym sezonie wróciły zwycięstwa nad Marit Bjoergen. Byłam supermocna przez 2,5 miesiąca, choć zabrakło mi trochę energii w ostatnich tygodniach. Nie do końca tak planowaliśmy, to wymusiła sytuacja. Przez wielką pracę wykonaną latem byłam na początku sezonu mocno przemęczona. Musiałam odpocząć, żeby się z tego wygrzebać. Przez odpoczynek czegoś zabrakło pod koniec.
Z tego się wzięły upadki w ostatnich biegach? Czy to była tylko pechowa seria?
Pech mógł być raz czy dwa. Coś się zaczęło ze mną dziać. Jakieś zaburzenia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta