Lenin? Jednak nie
Wierzę, że władze Gdańska nie chciały zamienić bramy Stoczni Gdańskiej w miejsce, gdzie będzie się manifestować wewnątrzpolską nienawiść. Nie chciały, ale uczyniły to – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Przyznam się do kompromitującej naiwności. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o sporze wokół historycznej bramy numer dwa Stoczni Gdańskiej (władze Gdańska postanowiły przywrócić jej kształt z Sierpnia ,80; chodzi o umieszczenie na niej listy 21 sierpniowych postulatów, ale przede wszystkim napisu „Stocznia Gdańska imienia Lenina", i właśnie ten Lenin spowodował eksplozję emocji) pomyślałem, że wszystko to musi polegać na nieporozumieniu.
Że zapewne magistrat jest niekomunikatywny i niewystarczająco jasno powiedział, że to jest pomysł tymczasowy. Że ta historyczna przebieranka ma trwać jakiś czas – może do 31 sierpnia? – jako swego rodzaju historyczna rekonstrukcja, tak jak przecież tylko jakiś czas trwają rekonstruowane przez zapaleńców dawne bitwy i wojny.
Tryumf wrażliwości
I co w tym złego? – myślałem, i już chciałem się zabrać do tłumaczenia protestującym, że w zasadzie nic, że równie dobrze mogliby protestować, kiedy na jakimś odcinku ulicy kręci się film z czasów okupacji i wiesza hitlerowskie flagi oraz niemieckie nazwy ulic, kiedy dowiedziałem się, że byłem w błędzie. Że brama ma zostać przebudowana na stałe. A więc również na stałe ma na nią wrócić nazwa „stocznia imienia Lenina".
I co w tym złego? – można byłoby mimo wszystko zapytać. I nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta