Stara szkoła sędziowska
Sędzia ustalający z przełożonym scenariusz procesu to dziś patologia. Jej korzenie sięgają PRL. Wtedy była to norma
Najczarniejszą kartą polskiego sądownictwa jest niewątpliwie okres stalinizmu. Wtedy to dokonywano „zbrodni sądowych", zabijając wrogów systemu w manipulowanych procesach, w majestacie prawa. Taka sytuacja nie powtórzyła się już nigdy po 1956 r. Nie znaczy to, że władza zrezygnowała z wpływania na kształt procesów i orzecznictwa. Zmieniła tylko metody. Sędziowie, pozornie niezależni, byli uwikłani siecią nacisków.
Interesów politycznych PZPR pilnowały dwie instytucje: Sąd Najwyższy oraz Ministerstwo Sprawiedliwości, które miały stać na straży prawidłowej pracy sędziów. Stanowiska prezesów i inne funkcje kierownicze w sądach wyższych instancji oraz w Sądzie Najwyższym były objęte systemem nomenklatury: pozycja zawodowa zależała od opinii środowiska partyjnego lub od odpowiedniego wydziału KC PZPR. Funkcja sędziego Sądu Najwyższego, na którą powoływała Rada Państwa po zasięgnięciu opinii PZPR, była kadencyjna, tak więc zawsze istniała możliwość wymiany (po jakimś czasie) sędziego, który nie spełniał pokładanych w nim nadziei.
O tym, jak w praktyce wyglądały takie zalecenia, można przeczytać np. w partyjnej „Informacji o działalności Sądu Najwyższego w kadencji 1972–1977" przesłanej do przewodniczącego Rady Państwa PRL Henryka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta