Popularność pod żyrandolem
Prezydent doskonale wyczuwa, jak być wystarczająco obłym, żeby zaspokoić wyobrażenie większości Polaków o idealnej głowie państwa. Komorowski staje się drugim Kwaśniewskim i tym samym zwiększa swoją szansę na kolejną kadencję – pisze publicysta.
Przypomnijmy sobie czas kampanii prezydenckiej w 2010 roku, gdy Donald Tusk traktował Bronisława Komorowskiego niemal protekcjonalnie, wściekał się na jego kolejne wpadki w kampanii, a sam wyścig do prezydentury ostentacyjnie lekceważył, mówiąc o „żyrandolu". Po wygranej Komorowskiego pilnował go zaś za pośrednictwem wiernego Sławomira Nowaka, który zresztą męczył się w Kancelarii Prezydenta niemiłosiernie. Obecnie kontrast pomiędzy pozycją szefa rządu i zarazem lidera PO, a głowy państwa jest uderzający i w niczym nie przypomina to stosunku sił z lata 2010 roku.
Sfrustrowany Donald Tusk
Dzisiaj akceptacja dla Komorowskiego sięga 70 procent, podczas gdy z działalności Tuska zadowolonych jest w najlepszym wypadku dwa razy mniej respondentów. W wyścigu o sympatię Polaków prezydent jest niekwestionowanym zwycięzcą, a jego polityczna przyszłość jawi się względnie bezpiecznie, w przeciwieństwie do przyszłości coraz wyraźniej zmęczonego Tuska, nad którego głową zbierają się chmury społecznego rozczarowania i niezadowolenia.
Jeśli pomiędzy Tuskiem a Komorowskim wytworzyła się „szorstka, męska przyjaźń", jak niegdyś pomiędzy Leszkiem Millerem a Aleksandrem Kwaśniewskim, to na razie niewiele o niej wiemy. Możemy o niej jedynie wnioskować z pojedynczych wypowiedzi i deklaracji głowy państwa, gdy ta decyduje się skrytykować rządowe plany lub poglądy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta