Trochę cienia nie zaszkodzi
Adam Małysz o swoich zwycięstwach w Val di Fiemme, wystrzale Stocha, nastrojach Żyły i szansach drużyny.
Rz: Jutro otwarcie pierwszych od wielu lat narciarskich mistrzostw świata bez Adama Małysza. Nieswojo?
Adam Małysz: Nie. Dobrze mi tu, gdzie jestem. Nie nudzę się, propozycji jest mnóstwo. Czas przemija, wieku nie przeskoczę.
Janne Ahonen chyba uważa inaczej, bo znowu chce wracać.
On mnie rozbraja swoimi pomysłami. Już pierwszy jego powrót był dziwny, a teraz Janne wymyślił kolejny. Może nie szło mu w tym, co zaczął robić po karierze? Bardzo liczy na to, że zdobędzie olimpijski medal w Soczi. Życzę mu tego, ale nie sądzę, żeby się udało. Zbyt wiele się zmieniło. Technika, kombinezony, przybyło młodych zdolnych. Ale w fińskiej kadrze pewnie i tak będzie najlepszy, bo tam teraz straszna bieda. Ponoć właśnie po to wraca, by pomóc to trochę dźwignąć. Ale jeśli on jeden ma wszystko nieść, to mu współczuję. I trzymam kciuki.
Mistrzostwa wracają po dziesięciu latach do Val di Fiemme, gdzie pan został podwójnym mistrzem świata. To były najmilsze chwile w karierze?
Jedne z najmilszych, ale nigdy tego nie rozdzielałem: tu bardziej miło, tu mniej. Zawsze dobrze skakałem w Predazzo, choć wielu tej skoczni nie lubi, tam zwykle wieje z tyłu. Dwa zwycięstwa smakowały szczególnie, bo wcześniej przyszedł kryzys. Mało kto liczył, że wygram choć jeden konkurs, a co dopiero dwa. Czułem się tak lekko,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta