Jak nie ratować stoczni
Analogia pomiędzy potrzebą ratowania stoczni a ratowaniem banków jest ze wszech miar chybiona.
Szef „Solidarności" Piotr Duda apelował ostatnio, aby wzorem ratowanych przez państwa banków wyłożyć pieniądze publiczne na ratowanie upadającej prywatnej Stoczni Gdańskiej. Po to, by zachować miejsca pracy. Chwytliwy to argument i dla dobra dyskursu publicznego wypada się z nim szczegółowo rozprawić.
Zacząć należałoby od tego, że banki w Polsce ratowane z pieniędzy publicznych nie były. Ratowano natomiast ich matki z pieniędzy podatników niemieckich, włoskich, angielskich czy amerykańskich. Ratowano je, ale nie ze względu na zachowanie istniejących tam miejsc pracy, a dlatego że były systemowo krytyczne, czyli ich upadek doprowadziłby poprzez efekt domina do upadku innych banków – ale, co ważniejsze, do upadku firm, fabryk, a także i stoczni uzależnionych od finansowania bankowego. Udzielana pomoc miała charakter tymczasowy,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta