Piekło Black Sabbath
Dziś premiera „13”, pierwszego od 25 lat studyjnego albumu Black Sabbath z Ozzym Osbourne’em.
„Czy to koniec początku? Czy może początek końca? Tracisz kontrolę czy zwyciężasz? Grasz naprawdę czy udajesz?".
Tymi sakramentalnymi pytaniami zaczyna się pierwszy od 25 lat studyjny album Black Sabbath, gigantów hard rocka, nagrany z Ozzym Osbourne'em. Dobry, choć bez rewelacji.
Od pierwszych dźwięków nie ma wątpliwości, że grupa nawiązała do debiutanckiej płyty – najcięższej, najbardziej mrocznej, a jednocześnie czerpiącej z bluesa. „End Of Begining" stanowi kontynuację tytułowej kompozycji „Black Sabbath" z 1970 r. Odpowiedzialny za to jest producent albumu – słynny Rick Rubin. Już podczas pierwszego spotkania z muzykami w studiu, zamiast wysłuchać ich pomysłów, odtworzył im właśnie debiutancki krążek. W najżywszy sposób konwencja pierwszej płyty została przetworzona w „Domaged Soul". Tony Iommi imponuje bluesowymi solówkami, ożywczo brzmi partia harmonijki ustnej w wykonaniu Ozzy'ego. Tego rodzaju witalności w innych kompozycjach brakuje mi najbardziej.
Ballada „Zeitgeist" nagrana z towarzyszeniem gitary akustycznej i bębenków...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta