Nadprodukcja kiepskich humanistów
Uczelnie zabrnęły w ślepą uliczkę, usiłując ratować humanistykę poprzez chwyty marketingowe. Zwiększają one co prawda liczbę studiujących, lecz przy okazji kompromitują tradycyjne kierunki. Bo czyż nie jest kompromitacją dla filozofii kierunek doradztwo filozoficzne i coaching? – pyta filozof.
Po transformacji ustrojowej z 1989 roku rodzima edukacja wyższa nabrała rozmachu. Szybki wzrost liczby osób z wykształceniem wyższym jest skutkiem – by użyć metafory agrarnej – zastosowania na dużą skalę zarówno ekstensywnych, jak i intensywnych metod zagospodarowywania umysłów w Polsce. Powstały nie tylko nowe wyższe uczelnie państwowe – na przykład uniwersytety, lecz także jak grzyby po deszczu wyrosły wyższe szkoły prywatne.
Zmiany ustrojowe uwolniły rynek edukacyjny. Wielu co bardziej rzutkich wykładowców i animatorów wyższej edukacji poczuło, że na sprzedaży dyplomów licencjackich i magisterskich można nieźle zarobić. Od razu zastrzegę, że rozumiem, iż motywacja wielu twórców szkół wyższych mogła być (i w wielu wypadkach zapewne była) szlachetniejsza niż zwykła chęć zysku – wszak krzewienie nauk i edukacja na każdym poziomie to sprawa słuszna i godna pochwały. Niezależnie jednak od motywacji zadziałał nowy system „wyższego szkolenia", a ten nie ulega sentymentom, lecz liczy pieniądze.
Przyciąganie za wszelką cenę studentów na kierunki humanistyczne jest nieporozumieniem
Mnożenie uczelnianych bytów
Skutek przejścia szkolnictwa wyższego na rachunek ekonomiczny jest taki, że uczelnie potrzebują „dusz" (dotyczy to także uczelni państwowych, które otrzymują pieniądze z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta