Dlaczego strefa euro tkwi w stagnacji
Zarządzanie kryzysem w krajach Eurolandu sprowadzało się często do działań, które miały na celu uniknięcie lub opóźnienie głębokiej restrukturyzacji – piszą ekonomiści.
Andrzej Rzońca, Piotr Ciżkowicz
Gospodarka strefy ma wciąż mniejsze rozmiary niż przed wybuchem globalnego kryzysu finansowego. W ciągu poprzednich sześciu lat kurczyła się w co drugim roku. W br. ma wzrosnąć o mniej niż 1 proc. Nadal jednak jest to druga gospodarka na świecie – o mniej niż jedną czwartą mniejsza niż gospodarka USA i o ponad jedną czwartą większa niż gospodarka Chin. Stąd też jej bardzo słabe wyniki i niewiele lepsze prognozy na nadchodzące lata przyciągają uwagę. Przynoszą one wiele fałszywych diagnoz i – w efekcie – recept.
Winna inflacja?
Szczególnie często za powolny wzrost obwinia się niską inflację, która ma grozić deflacją. Tyle że za spadek inflacji w strefie euro odpowiada przede wszystkim spadek do bardzo niskiego poziomu dynamiki cen energii, czyli dodatni wstrząs podażowy. Taki wstrząs redukuje inflację, ale jednocześnie sprzyja odbudowie łącznego popytu. Zamiast na energię gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa mogą wydawać swoje dochody na inne dobra. Ten wzrost zdolności gospodarstw i przedsiębiorstw do finansowania zakupów będzie tym silniejszy, im bardziej obniży się dynamika cen energii. Gdyby obniżyła się ona na tyle, że wystąpiłaby deflacja, to byłaby to pozytywna deflacja. Między bajki można włożyć twierdzenia, że płytka deflacja (której na razie nie ma w strefie euro) zniechęca...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta