Przepis na firmy globalne
Wsparcie dla polskich „globalnych średniaków” może przynieść znacznie większe efekty niż kreowanie narodowych czempionów.
Jerzy Cieślik
Po zmianie ekipy rządowej odżyła dyskusja nad potrzebą kreowania narodowych czempionów – dużych państwowych koncernów o znaczącej pozycji na globalnym rynku. Ten kierunek myślenia i działania nie dotyczy tylko Polski. Elity krajów z ambicjami dogonienia ścisłej czołówki jako punkt honoru poczytują sobie wprowadzenie swoich czempionów do elitarnej pięćsetki światowych gigantów Fortune Global 500. Jak dotąd udaje się to Chinom (98 firm), po kilka mają Indie, Brazylia, Rosja i Meksyk. Z Europy Środkowo-Wschodniej w najnowszym rankingu zmieścił się tylko PKN Orlen, który uplasował się na 353. pozycji.
Czy Polska powinna uczestniczyć w tym wyścigu? Zdecydowanie nie. Biorąc pod uwagę, że ostatnia korporacja na liście Fortune Global 500 z 2015 r. miała przychody rzędu 24 mld dol., by wprowadzić kolejną poza PKN Orlen państwową firmę, trzeba by dokonać olbrzymiego wysiłku inwestycyjnego w ciągu wielu lat. Ze względu na już osiągniętą skalę, realnie rzecz biorąc, potencjalnymi kandydatami na narodowych czempionów mogłyby być kolejne spółki paliwowo-energetyczne. Czy taki wizerunek polskiej gospodarki chcemy kreować?
Warto jednak rozważyć alternatywną strategię. Prof. H. Simon, uznawany za „niemieckiego Petera Druckera", proponuje krajom doganiającym, by zwróciły większą uwagę na światową drugą ligę. Namawia, by wspierać „globalnych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta