Mroczna łódź podwodna
Znakomity „Billy Budd" w Operze Narodowej pozwala mniej się wstydzić naszych muzycznych zaniedbań.
To najważniejsze i najlepsze przedstawienie na narodowej scenie od kilku sezonów. Nareszcie pojawił się Benjamin Britten i od razu z jednym ze swych najważniejszych dzieł. Nieobecność u nas tego twórcy jest luką wprost karygodną. To tak, jakbyśmy z historii teatru w minionym stuleciu wyrzucili Tadeusza Kantora.
Opery Brittena nie należą, co prawda, do sztuk przyjemnych. Brytyjski kompozytor nie opowiadał łatwych historyjek. Wolał budzić w widzach niepokój, odsłaniać to, co w nas ukryte i o czym często nie chcielibyśmy wiedzieć.
Taki jest i „Billy Budd" z 1951 roku, pozornie jedna z wielu opowieści wojskowych o łamaniu charakterów, o dyscyplinie, za którą kryją się często psychopatyczne skłonności. Akcja rozgrywa się pod koniec XVIII wieku na okręcie wojennym o nazwie, nomen...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta