źródło: materiały prasowe
Maria Dębska jako Kalina Jędrusik w „Bo we mnie jest seks”
Wymierzona w homoseksualistów akcja Hiacynt, osiedla z wielkiej płyty i Kalina Jędrusik to tematy filmów przypominających PRL.
— Zawsze jest dobry czas, żeby zrobić film o tym, że jakaś grupa obywateli Polski jest przez system prześladowana — powiedział na konferencji prasowej w Gdyni Piotr Domalewski.
Autor znakomitych filmów o współczesnych polskich emigrantach „Cicha noc” i „Jak najdalej stąd” tym razem zaproponował rasowy kryminał. I to jaki! Trzymający w napięciu, świetnie skonstruowany, a przede wszystkim niegłupi. W „Hiacyncie” chodzi o coś więcej niż rozwikłanie zagadki „Kto zabił?”, choć jak w każdej historii sensacyjnej to też jest ważne.
Akcja toczy się w latach 80. XX wieku. Robert, młody milicjant, ma ojca pułkownika, który czasem bardziej, a czasem mniej dyskretnie czuwa nad jego karierą. Prywatne życie Robertowi też się układa – właśnie planuje ślub z seksowną i charakterną dziewczyną, która pracuje w milicyjnym archiwum. No i dostaje się do szkoły oficerskiej.
Młody-zdolny, po złapaniu złodzieja okradającego PEWEX-y, zostaje włączony do śledztwa w sprawie morderstwa wysoko postawionej osoby. Zabójca potrzebny jest „na wczoraj”. Więc się znajduje, o dowody nie jest w końcu tak trudno. „Ugryzł mnie, jebany, ale się przyznał” – mówi starszy milicjant po przesłuchaniu dość
...