Iga może wszystko
Zwycięstwo w WTA Finals przywróciło tenisowi liderkę, której panowanie powinno trwać długo, gdyż Iga Świątek nadal uczy się, jak być najlepszą.
Tenisowy świat jest zachwycony, i słusznie – przez osiem dni finałów WTA Tour w meksykańskim ośrodku turystycznym w Cancun, pośród podmuchów wiatru i opadów deszczu, także w chaosie organizacyjnym, na słabym tymczasowym korcie, przy niezbyt licznej publiczności – w stylu dalekim od rutyny odrodziła się ta dawna, niemal niezwyciężona Iga Świątek.
Rozbijała rywalki jedną po drugiej, nie bacząc na tytuły, rankingi oraz opinie mniej i bardziej poważnych ekspertek lub ekspertów. Jej ofiarą w wieczornych meczach na Estadio Paradisus (nazwa doraźnie postawionego stadionu tenisowego znacząco wyrastała ponad jego jakość) padły trzy pozostałe mistrzynie Wielkiego Szlema w tym roku: Aryna Sabalenka (Australian Open), Marketa Vondrousova (Wimbledon) i Coco Gauff (US Open), tak samo jak nieprzewidywalna Ons Jabeur i wreszcie w poniedziałkowym finale stabilna jak skała (ale tylko do półfinału) Jessica Pegula, którą odprawiła w niespełna godzinę 6:1, 6:0.
Słodka jedynka
Sukces Igi mierzy się dziś przede wszystkim błyszczącą jedynką, jaką znów widzimy przy nazwisku Polki w rankingu WTA. Odzyskała tę pozycję, straconą po US Open na rzecz Aryny Sabalenki, już po niespełna dwóch miesiącach. To znaczna sprawa, tym bardziej że w 2023 roku, a także na początku 2024 na pewno żadnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta