Per aspera ad astra!
Po okresie odkrywania wszystkich zakamarków naszej planety (bieguny, szczyty najwyższych gór, głębie oceanów) ludzie postanowili sięgnąć dalej. Chcieli wyrwać się z Ziemi, żeby sięgnąć Kosmosu! Pierwsze kroki w tym zakresie realizowano, wysyłając sondy bezzałogowe.
Do każdego odwiedzanego zakątka Kosmosu zawsze najpierw docierał automat, a dopiero potem, do tych najbliższych, polecieli również ludzie. Natomiast owe bezludne sondy docierały coraz dalej. I o tym właśnie chcę opowiedzieć w dzisiejszym felietonie.
Pierwszym obszarem kosmicznym, który został odwiedzony przez automatyczne sondy, była wokółziemska orbita. 4 października 1957 r. został wystrzelony Sputnik 1, radziecka sonda, która weszła na orbitę oddaloną od powierzchni Ziemi średnio o 587 km. Gdyby Ziemię, której średnica wynosi 12 742 km, porównać z jabłkiem, to odległość, na jaką udało się sięgnąć w Kosmos, odpowiadałaby grubości skórki owego jabłka. Niedaleko się wtedy oderwaliśmy od macierzystej planety! Ale jak wiadomo, ten pierwszy skutecznie umieszczony w Kosmosie satelita stał się przyczyną wielkiej frustracji w USA, zwłaszcza że w ślad za Sputnikiem 1 w Kosmos poleciały: Sputnik 2 z psem Łajką na pokładzie (3 listopada 1957 r.) i Sputnik 3 z aparaturą do pomiarów geofizycznych (15 maja 1958 r.).
Na tym etapie USA miały znacznie mniejsze osiągnięcia. Pierwsze próby wystrzelenia amerykańskich satelitów serii Vanguard były nieudane. Start Vanguard 1, który odbył się 6 grudnia 1957 r., polegał na tym, że rakieta wzniosła się na wysokość 1 m, po czym spadła...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta