Niechciane dziecko Gianniego Infantino
Klubowy mundial, który odbędzie się latem w Stanach Zjednoczonych, wciąż szuka sponsorów, a imprezy nie chcą sami piłkarze. Ważniejsze jednak, że wierzy w nią Gianni Infantino.
Szwajcar stoi na czele FIFA od 2016 roku i widzi w klubowych mistrzostwach świata imprezę, która będzie jego dziedzictwem.
Puchar zaprojektowali ludzie Infantino, a wykonali – fachowcy od Tiffany’ego. Nazwisko prezesa pojawia się na nim dwukrotnie: jako „założyciela” imprezy oraz w inskrypcji, która głosi: „Jesteśmy świadkami nowej ery. Złotej ery klubowego futbolu: ery klubowego mundialu, szczytu wszystkich rozgrywek klubowych, zainspirowanego przez przewodniczącego FIFA Gianniego Infantino”. Czy taki turniej mógłby się nie udać?
Infantino nie posunął się tak daleko, jak szefujący FIFA w latach 1921–1954 Jules Rimet, który trofeum dla mistrza świata nazwał swoim imieniem, choć przecież mógł, a może wręcz powinien.
Mijają przecież dwa lata od momentu, gdy dowiedzieliśmy się, że to człowiek, który jednocześnie czuje się Katarczykiem, Arabem, Afrykaninem, gejem, niepełnosprawnym i pracownikiem-migrantem. Trudno zapomnieć też jego opowieść o dzieciaku prześladowanym w szkole za pochodzenie, piegi oraz rude włosy, którą podzielił się wtedy ze światem w Dausze. Jeśli Infantino stworzył wówczas swoje „I Have a Dream”, to klubowy mundial musi być jego „Imagine”.
Szef FIFA zaprojektował nową wersję turnieju, bo pisze historię futbolu i nie chce składać broni w walce o rząd dusz oraz wielkie pieniądze, którą toczy z UEFA.
Flagową i tak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta