Radość tańca w trzech częściach
„Symfonia tańca” Polskiego Baletu Narodowego to popis czystej formy, precyzji każdego ruchu i jego zgodności z muzyką w wykonaniu zespołu o światowym poziomie.
Opis tej premiery w Operze Narodowej należy zacząć chronologicznie, czyli od końca, bo zwieńczeniem trzyczęściowego wieczoru „Symfonia tańca” jest najstarsza, licząca prawie 80 lat, ale dotąd w Polsce niewystawiana choreografia George’a Balanchine’a „Symphony in C”.
Był geniuszem tańca. On i pozostająca na kompletnie przeciwległym biegunie artystycznym Martha Graham, stworzyli amerykański balet. George Balanchine ożywił skostniałą klasykę baletową, oczyścił ją z nadmiaru technicznych popisów, dbał o nieskazitelną czystość rysunku każdej postaci na scenie i był w tym niesłychanie rygorystyczny.
Nic się zresztą nie zmieniło w tym względzie, choć jego już nie ma. Dbają o to strażnicy spuścizny Balanchine’a, wystarczy wspomnieć, że wszystkie zdjęcia z warszawskiego spektaklu przed publikacją musiały zostać autoryzowane w Ameryce, by nie dopuścić, by został na nich ewentualnie utrwalony jakiś drobny błąd w wykonaniu choreografii...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
