Prezydent marki Sarkozy
Czy można sobie wyobrazić Jacques'a Chiraca biegającego po amerykańskim kurorcie w bluzie z napisem "US Special Agent"? Albo Franćois Mitterranda, który najpierw wystawia całą rodzinę na strzały migawek fotoreporterów, a potem atakuje abordażem łódkę paparazzich? Nie można, wyobraźnia odmówi posłuszeństwa. A Nicolas Sarkozy biega, wystawia, atakuje - i to się jego rodakom jakoś w głowach mieści. Co więcej: zdecydowanej większości ten nowy styl wręcz się podoba.
Nie podoba się natomiast politycznym rywalom. Zwłaszcza tym, których prezydenckie iluzje rozwiał Sarkozy. Francois Bayrou zapraszał Francuzów na "trzecią drogę", między prawicą a lewicą. Opuszczony na niej przez wyborców, zarzuca dzisiejszemu prezydentowi wynaturzenie najwyższego urzędu już nie tylko przez hiperkoncentrację władzy. W trakcie kampanii Bayrou też ściskał tysiące dłoni, obcałowywał dzieci, degustował pasztety, wizytował hale fabryczne. Nawet jeździł na traktorze. Nie posunął się jednak do czynów i metod nielicujących z godnością, powagą i tradycją. A Sarkozy, jak twierdzi Bayrou, to właśnie czyni.
Schwarzenegger francuskiej polityki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta