Tropik kontrolowany
Singapur. Nie ma tu miejsca na kołyszące się na wodzie dżonki, wąskie zaułki starych ulic, egzotyczne potrawy podawane z przenośnych garkuchni. Singapur to miasto na wskroś nowoczesne, bardziej przypominające zamożne metropolie amerykańskie niż biedne miasta azjatyckie
Wstępem do szeregu zaskoczeń jest już widok lotniska. Wielkiego, pełnego ekskluzywnych sklepów, zielonych oaz z palmami, oczkami wodnymi i zroszonymi orchideami. Wzdłuż korytarzy stoją samoobsługowe punkty do wodnego masażu stóp i fontanny z wodą pitną. Barów, restauracji, kawiarni astronomiczne liczby. W zasadzie można by tutaj zakończyć wycieczkę.
Czysto i drogo
Poza lotniskiem, niestety, właśnie pada. Niebo szare, ale powietrze świeże, lekkie. Przed deszczem nie ma co się chować. W końcu jest ciepły, przyjemnie moczy twarz. A że przy okazji zamienia ulice w rwące potoki? I na to jest sposób – zdejmujesz buty i brodzisz w wodzie. Woda jest przezroczysta, nie pływa w niej ani jeden paproch. Brnąc w potokach przez ulice, uzmysławiam sobie, że są absolutnie czyste. Na chodniku nie zobaczy się papierka, gumy do żucia, plastikowej torebki. Rzucenie czegoś na ulicę może kosztować tysiąc dolarów mandatu. Dolarów singapurskich co prawda, ale to i tak jakieś tysiąc siedemset złotych!
Wszędzie ładnie, czysto, pachnąco. Nawet place budowy i tereny gigantycznego portu są utrzymane w idealnym porządku lub starannie zasłonięte. Nie spotka się tu kloszarda czy żebraka. Ulicami idą, sądząc po garniturach, niemal wyłącznie menedżerowie, urzędnicy wysokich szczebli, bankowcy. Przechodząc przez ulicę, trzeba uważać, by trzymać się pasów, za przechodzenie obok...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta