Polska sama musi zadbać o gwarancje dostaw surowców
Nowy rząd, tak jak poprzednie, nie zdoła uciec od problemu zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju, zwłaszcza jeśli chodzi o dostawy gazu.
Przez ostatnie dwa lata w Ministerstwie Gospodarki istniał niemal odrębny „podresort” kierowany przez wiceministra Piotra Naimskiego, który zajmował się tylko jedną sprawą – dywersyfikacją dostaw ropy i gazu do Polski. Teraz nie ma takiego stanowiska, ale to nie znaczy, że nowy rząd nie dostrzega problemu.
Ta kwestia będzie aktualna tak długo, jak długo Polska nie będzie miała alternatywnych możliwości importu surowca. Dzisiaj musimy kupować za wschodnią granicą ok. 10 mld m sześc. błękitnego paliwa. I nie chodzi tylko o to, by uniezależnić się od głównego dostawcy – rosyjskiego Gazpromu. Chodzi o zapewnienie choćby minimum bezpieczeństwa. A takie minimum zapewnia import gazu z innego kierunku niż Wschód. Potrzebna jest nowa droga transportu, dzięki której sprowadzalibyśmy do Polski przynajmniej 2 mld m sześc. gazu rocznie.
Gdyby taka możliwość była rok temu, Polska nie musiałaby ustąpić wobec szantażu cenowego, jaki zastosował Gazprom. Szefowie Gazprom Exportu (zajmującego się sprzedażą gazu do Europy) ostatnio na spotkaniu z polskimi dziennikarzami poczuli się obrażeni takim określeniem. Zapewniali, że zmiana formuły cenowej w wieloletnim kontrakcie z PGNiG, której zażądali 13 miesięcy temu, wynikała tylko z faktu, że poprzednia obowiązywała zbyt długo. Faktycznie jednak strona rosyjska uzależniła nową umowę na dostawy dodatkowych ilości gazu (2 mld m sześc. rocznie) od pośrednika –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta