Na rynku sztuki brak profesji eksperta
Mimo że na polskim rynku sztuki działa wiele profesjonalnych galerii, brakuje profesjonalnego eksperta, który jak w innych cywilizowanych krajach ponosiłby odpowiedzialność finansową za dopuszczenia do sprzedaży fałszywek. To konkluzja z poniedziałkowej rozprawy w głośnym na rynku sztuki procesie będącym pokłosiem dziennikarskiej prowokacji – sprzedaży fałszywego obrazu.
Zorganizowali ją dziennikarze „Rz” i TVN. Poprosili młodego malarza, by stworzył fałszywkę pasteli Franciszka Starowieyskiego (za zgodą malarza), którą wstawili do Domu Aukcyjnego Polswiss Art, gdzie podstawiony kupiec ją nabył. Dr Łukasz Kossowski, ekspert, który dopuścił obraz („Zjawa”) do sprzedaży, pozwał nie autorów prowokacji, ale Janusza Miliszkiewicza, który w felietonie w miesięczniku „Art & Business” zarzucił ekspertowi niekompetencję, zresztą w mocno uszczypliwej formie.
Wczoraj zeznawała Iwona Büchner, szefowa owego domu aukcyjnego. Wystawiła dr. Kossowskiemu jak najlepsze świadectwo, nadto wskazała, że obrazy są dopuszczane do sprzedaży komisyjnie, sporadycznie zdarzają się nie tyle pomyłki, ile spory o autentyczność dzieła. Zgodziła się też z tezą felietonu, że na rynku sztuki brakuje zawodu eksperta.Dla Starowieyskiego podróbka była łatwa do rozpoznania, jednak docenił talent „fałszerza”.
Choć proces się przedłuża, sędzia dopuścił biegłego, który oceni falsyfikat.