Widoczny znak – cudze zobowiązanie
Marek A. Cichocki - Polska nie powinna w żadnej formie angażować się w projekt widocznego znaku. Musi bowiem prowadzić własną politykę budowania europejskiej kultury pamięci – pisze znawca stosunków polsko-niemieckich
W kwestii budowy widocznego znaku w Berlinie, miejsca upamiętnienia wysiedleń, strona niemiecka zachowuje niezmiennie sztywne stanowisko. Niewiele w tej sprawie zmieniło się po ostatnich wyborach w Polsce. Mimo wielu dyskusji i formułowanych ze strony Polski zastrzeżeń, rząd federalny nie zamierza wycofać się z projektu. Jedyne rozwiązanie wciąż widzi w tym, aby strona polska zaakceptowała projekt i w jakiejś formie włączyła się w jego realizację. Natomiast o jego zasadności Berlin w ogóle nie chce rozmawiać, uznając sprawę za oczywistą.
Jakakolwiek krytyka pomysłu z polskiej strony spotyka się najczęściej z emocjonalnym odrzuceniem i pomówieniami o nacjonalizm. Kiedy jesienią ubiegłego roku ówczesny minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski skrytykował pomysł budowy widocznego znaku podczas konferencji zorganizowanej przez polskie Centrum Badań Historycznych w Berlinie, został przez prasę niemiecką zmieszany z błotem jako „wstrętny kaczysta”. O samej sprawie nie będziemy z wami rozmawiać, możemy jedynie dyskutować o warunkach waszego udziału w projekcie – zdają się sugerować niemieccy politycy w rozmowach z polskimi partnerami.
Suma naszych błędów
My popełniliśmy w sprawie widocznego znaku kilka istotnych błędów. Zbyt mocno spersonalizowaliśmy problem. W ten sposób można odnieść wrażenie, że wystarczy usunąć w cień szefową Związku Wypędzonych Erikę Steinbach...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta