Polityk kontra polityk, czyli o granicach swobody wypowiedzi w debacie
Grzegorz Roch Bajorek - Charakterystyczną cechą polskiego życia politycznego jest to, że nasi „wybrańcy narodu” nader chętnie korzystają z wolności słowa, równocześnie bardzo łatwo czując się dotkniętymi pomówieniami – uważa doktorant na WPiA, Uniwersytet Warszawski
Jeśli chodzi o obronę przed atakiem słownym, polskie prawo zapewnia szeroką (art. 24 kodeksu cywilnego oraz 212 kodeksu karnego), jeśli nie nadmierną, ochronę. Jednak to przede wszystkim Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu (którego wyroki wiążą także Polskę) określa na podstawie konkretnych precedensów, kiedy i gdzie kończy się wolność słowa gwarantowana przez art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka i podstawowych wolności.
Od idioty do wampira
Normując granice swobody wypowiedzi na kontynencie europejskim Trybunał zazwyczaj jest bardziej liberalny niż sądy krajowe. Od z górą 30 lat, od sprawy Handyside przeciwko Wielkiej Brytanii (1976), Trybunał bierze w ochronę także wypowiedzi szokujące. Według niego polityk musi być przygotowany na większą krytykę niż zwykły obywatel. W przeszłości Trybunał zezwalał na nazwanie polityka „idiotą”, „bufonem” i „groteskową figurą”.
Podstawą do takiej filozofii orzekania przez...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta