Moje miasto, moja krew
1. Bogdan Wojciechowski był moim kolegą z podstawówki. Mieszkaliśmy na tym samym osiedlu. W maju 1982 roku spotkałem go na przejściu dla pieszych przez aleję Solidarności (wtedy: generała Świerczewskiego). Ledwie powłóczył nogami.
Przypomniało mi się, że w podobnym stanie widziałem go ponad dziesięć lat wcześniej. Przyjechał na przepustkę z jednostki, zabalował i nie chciało mu się wracać. Poprosił kolegę z podwórka o pomoc. Ten z całych sił walnął go płytą chodnikową w kolano. Złamanie z przemieszczeniem.
O tamtym, rzekłbym: „gitowskim”, etapie swego życia dawno już zapomniał. Ożenił się, miał dziecko, zarabiał na rodzinę jako ślusarz.
– Widzisz, jak mnie te kurwy potraktowały – bardziej stwierdził, niż spytał.
– Pod katedrą – też raczej skonstatowałem, niż wyraziłem wątpliwość.
– No – potwierdził. – Widziałeś się ze Zbyszkiem, co u niego?Zbyszek był naszym wspólnym kolegą, 13 grudnia 1981 roku został internowany, akurat wyszedł z Białołęki.
Chwilę rozmawialiśmy o wspólnych znajomych, trochę o żonach i dzieciach, Bogdan jednak uporczywie wracał do tego, co 3 maja działo się na Starym Mieście. Relację zakończył słowami: – Niech wydobrzeję, to te zomowskie suki nie tak urządzę.
W oczach miał jedno: nienawiść.
Poczułem się niewyraźnie. Pracowałem w „reżimowej” prasie, doskonaląc się – jak na Peerelczyka przystało...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta