Królowa śniegu wygrywa po fantastycznym finiszu
Justyna Kowalczyk mistrzynią Świata. Bieg łączony na 15 km był w wykonaniu Polki perfekcyjny. Kontrolowała rywalizację od startu do mety, a decydujący atak był nie do odparcia. Kolejna medalowa szansa w sobotę
– Dziękuje ci, Kristin – od tych słów Justyny Kowalczyk skierowanych do Norweżki Steiry zaczęła się konferencja prasowa. Polka kilka razy podkreślała, że Steira, prowadząc przez wiele kilometrów i narzucając wysokie tempo, bardzo jej pomogła.
– Mogłam się schować za jej plecami i czekać do końca – mówiła Kowalczyk. – To było najlepsze, co mogła zrobić. Gdybym był na jej miejscu, nic lepszego bym nie wymyślił – powie później ze łzami w oczach Józef Łuszczek. Czekał 31 lat, aż ktoś powtórzy jego sukces z Lahti. – Kiedy w czwartek Justyna zdobyła brązowy medal, przypominałem, że ja wtedy też tak zaczynałem, by w drugim starcie zdobyć złoto.
O tym, że Kowalczyk lubi bieg łączony (po 7,5 km stylem klasycznym i dowolnym, w połowie trasy zmienia się narty z butami i kijki), wiedzą dobrze trener Aleksander Wierietielny i ona sama. Nie mówiła wprawdzie tego głośno, ale zapytana wprost, czy dystans 10 km stylem klasycznym, na którym zdobyła brązowy medal, jest jej ulubionym, zaprzeczyła. To mogło oznaczać tylko jedno, że w sobotę będzie jeszcze lepiej niż dwa dni wcześniej.
Polka rozegrała wyścig według precyzyjnego scenariusza, do którego realizacji niezbędna była najwyższa forma i chłodna głowa. Wierietielny o formę był spokojny. – Zbyt ciężko pracowała, by ją nagle stracić. Oby tylko nie popełniła jakiegoś głupiego błędu i żeby kapryśna pogoda nie zepsuła...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta