Na początku był swing
W historii jazzu największą popularność zdobyły big-bandy. Taką jak dziś gwiazdy rocka i popu. Dawny czar najlepszych orkiestr przypomina pierwszy album z nowej serii „Rz”, który można kupić już dziś
Dwie płyty dołączone do książki „Big-bandy… i powstały zespoły jazzowe” zawierają nagrania, które do dziś przyspieszają bicie serc. Jak bowiem nie ulec emocjom, słuchając porywającego tematu „In the Mood” w wykonaniu Glenna Millera i jego orkiestry, wysmakowanej aranżacji „Stompin’ at the Savoy” Duke’a Ellingtona czy solówek Gene’a Krupy, Bena Webstera i muzyków z ich big-bandów.
Orkiestry przygrywały do tańca, skupiały całe rodziny przy radioodbiornikach, bo najlepsze big-bandy powstawały przy stacjach radiowych. W 1930 r. w USA było zarejestrowanych 23 mln odbiorników, a słuchalność wszystkich stacji przekraczała 90 mln. Dzięki temu cała Ameryka słuchała jazzu.
Pierwszym, który zdominował sceny i fale eteru, był big-band Paula Whitemana. To na jego zamówienie George Gershwin napisał „Błękitną rapsodię”. U niego debiutował aktor i wokalista Bing Crosby. Znaczącą formacją była orkiestra pianisty Fletchera Hendersona, która dała początek erze swingu. Do dziś się mówi, że jazz swinguje, jeśli potrafimy łatwo wyodrębnić akcent na słabszą stronę taktu – synkopę. Ten rytm poruszy każdego. Możemy się o tym przekonać, słuchając nagrań z tego tomu serii „Rz”.
Pierwszą...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta