Widziałem spadający samolot
Maszyna była przechylona. Nagle huk. Słup ognia. Rozbił się – mówi montażysta TVP Sławomir Wiśniewski
Rz: Gdzie pan był, gdy doszło do katastrofy polskiego samolotu?
Sławomir Wiśniewski: W Nowym Hotelu położonym w pobliżu lotniska wojskowego, po drugiej stronie ulicy. Miałem dużo pracy, montowałem materiały.
Nagle usłyszał pan huk samolotowych silników.
Tak, ale myślałem, że samolot leci pusty. Godzinę wcześniej wydawało mi się bowiem, że maszyna lądowała. Wówczas również słyszałem huk silników. Gdy więc usłyszałem go ponownie, myślałem, że nasza delegacja wylądowała już bezpiecznie, a samolot leci załatwić jakieś sprawy techniczne, na przykład zatankować, albo wraca do Polski i potem przyleci z powrotem po prezydenta. Mimo to podszedłem do okna, żeby zobaczyć maszynę.
Jak daleko od miejsca katastrofy znajdował się hotel? Tego dnia w Smoleńsku była wielka mgła.
To prawda, mgła była bardzo gęsta. Ale od hotelu do samolotu w linii prostej było zaledwie około 300 metrów. Wiem, bo zrobiłem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta