Trudna prawda o rosyjskiej winie
Na ostatnim etapie Polacy byli wprowadzani w błąd co do miejsca, w którym się znajdują, i wysokości lotu. To ostateczna przyczyna katastrofy. Kapitan Protasiuk nie zdecydował się na lądowanie – twierdzi publicysta „Rzeczpospolitej”
Polska opinia publiczna funkcjonowała dotąd na automatycznym pilocie włączonym przez propagandystów rządu oraz trudny do odróżnienia od nich chór ośrodków opiniotwórczych i mediów. Elementem tego mechanizmu jest komentarz odpowiednio dobranych i ustawionych ekspertów.
Dziś należy wyłączyć tego automatycznego pilota i uruchomić optymalną aparaturę, jaka w tej sytuacji może funkcjonować, czyli zdrowy rozsądek. Informacji mamy wystarczająco dużo.
Mantrą powtarzaną przy okazji katastrofy smoleńskiej jest uznanie ostatecznej odpowiedzialności pilotów. Można przyjąć zasadność takiego twierdzenia, chociaż trzeba uznać, że ma ono metafizyczny charakter. Dowódca zawsze jest odpowiedzialny za los kierowanego przez siebie oddziału, a odpowiedzialność przejmuje w momencie zgody na pełnienie funkcji. Kapitan zawsze jest w jakiś sposób odpowiedzialny za katastrofę swojego statku, choćby sprzysięgły się przeciw niemu siły natury i wrogowie. Jego obowiązkiem było przewidzieć ich działanie. Zdajemy sobie jednak sprawę z umowności takiego podejścia i dlatego nie zawsze winimy przegranych czy pechowców. Jak było w wypadku katastrofy smoleńskiej?
Wabienie pilotów
Prognozy przewidywały dobre warunki atmosferyczne. Mgła pojawiła się nagle i zaskoczyła obsługę lotniska. Jego kontrolerzy porozumiewają się, że trzeba o tym zawiadomić...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta